Suspiria/ Odgłosy (1977)
Susan Bannion urodziwa amerykanka przybywa do Freiburga, aby podjąć naukę w prestiżowej szkole baletowej. Już w wieczór swojego przybycia jest świadkiem osobliwego zdarzenia z udziałem jednej z uczennic. Nazajutrz okazuje się, że dziewczyna, którą spotkała Susan została w makabryczny sposób zamordowana. Szkoła z internatem okazuje się miejscem o wiele bardziej niezwykłym niż mogła się spodziewać.
„Suspira” to włoski klasyk. Każdy kto uważa się za fana horroru musi, po prostu musi go poznać.
Dario Argento to nie zwykły reżyser horroru rozmiłowany w makabresce. To wirtuoz grozy, który w swoich obrazach tworzy niesamowity klimat. Coś czego w zasadzie nie da się powtórzyć.
Na temat fabuły nie ma co się bardzo rozwodzić, bo jest dosyć prosta i mnie osobiście nie porwała. Siłą filmów Włocha jest artystyczna forma, a sama treść jest pretekstem do jej zaprezentowania.
O ile chociażby w „Phenomenie” scenariusz jest bardziej złożony i posiada sporo ciekawych wątków to tu, w przypadku „Suspirii” sprawa jest dużo prostsza, co nie znaczy, że zamierzam Wam zdradzić, co dzieje się słynnej szkole baletowej.
„Suspirie” ogląda się dla wrażeń estetycznych. Mam tu na myśli obraz. Bardzo intensywna, jaskrawa, nasycona kolorystyka zdjęć. Ujęcia kręcone z góry, zbliżenia na bladolice baletnice i upiorne twarze grona pedagogicznego. Sceny morderstw, odrealnione, fantastyczne i zupełnie nieprawdopodobne. Umieranie u Argento jest najwyższym poziomem sztuki.
Scenografia zbliżona jest tej, którą widziałam w starym niemieckim kinie ekspresjonistycznym, lecz asymetrie zastąpiono tu przepychem w kolorze pasteli, coś jak w ręcznie robionych domkach dla lalek jakie widujemy w horrorach. Z tym, że tu cały obiekt jest takim domkiem.
Aktorstwo nie odznacza się tu szczególnie wysokim poziomem. Bohaterki są ekspresyjnie ograniczone, bardziej stawia się tu na ukazanie ich delikatności w konfrontacji z demonicznością. Postaci kruchych baletnic pasują do tego jak ulał.
I wreszcie, muzyka. Absolutny majstersztyk. Obawiam się, że gdyby nie ona, film nie robiłby nawet w połowie takiego wrażenia. Faceci z Goblin za każdym razem kiedy brali się za muzykę do filmów Argento odwalali wspaniałą robotę, ale chyba właśnie w „Suspirii” pokazali najwyższą klasę.
Nawet jeśli fabuła wyda Wam się nudna, nawet jeśli nie lubicie jaskrawej, gęstej krwi to warto obejrzeć „Suspirie” dla samej muzyki, by zobaczyć idealne synchro pomiędzy klimatem obrazu, a dźwiękami muzyki.
Moja ocena:
Straszność:8
Fabuła:6
Klimat:10
Napięcie:6
Zaskoczenie:5
Zabawa:8
Walory techniczne:10
Aktorstwo:7
Oryginalność:9
To coś:9
78/100
W skali brutalności:5/10
Wygląda interesująco, a jeszcze o nim nie słyszałem. Dzięki!
Najlepszy, obok „Profondo Rosso”, film Argento i absolutny majstersztyk formy, zwłaszcza jeśli chodzi o kolorystykę (te zestawienia czerwonego i niebieskiego koloru – nie ma drugiego takiego filmu) a także muzykę z najlepszym motywem przewodnim jaki popełnili panowie z Goblin. Dzieło kultowe, pokazujące że Argento choć nieszczególnie umiał prowadzić aktorów, niespecjalnie też czuł logikę w fabule swoich filmów, to był artysta pełną gębą (piszę „był”, bo jego ostatnie wypociny tylko psują renomę jego nazwiska).
Dziękuję za podsunięcie mi tego filmu. Choć jestem wielką wielbicielką horrorów, tej pozycji jeszcze nie znałam. Muszę prz