Blood River (2009)
Małżeństwo, Summer i Clark podróżują po bezkresnych pustynnych połaciach w drodze na drugi koniec Ameryki. Jedynym człowiekiem jakiego napotykają po drodze jest autostopowicz, którego bardzo uprzejmie ignorują. Wkrótce dochodzi do kraksy, a para zostaje po środku niczego w rozwalonym aucie. Małżonkowie decydują się na podróż w kierunku najbliższej cywilizacji i tak trafiają do opuszczonego miasteczka Blood River, gdzie ponownie spotykają nieznajomego wędrowca.
Reżyser horroru, Adam Mason, ma na kącie całkiem sporo obrazów. Jeśli chodzi o gatunek grozy to mogliście mieć z nim do czynienia przy okazji „Broken” i „Devils Chair”. Pierwszy z tych filmów spokojnie można zaliczyć do udanych, natomiast „Krzesło diabła” to raczej marna produkcja.
Początek filmu nie budzi wielkich nadziei. Para zakochanych, odludna autostrada, autostopowicz, to wszystko bardzo oklepane elementy. Szybko domyślimy się, że wędrowiec, Joseph będzie sprawiał problemy. Zakładałam, że okaże się sadystą, kolejnym prowincjonalnym popaprańcem, który ustrzeli mężusia, a później dobierze się do żonki. A tu jednak inna sytuacja…
Joseph nie stawia na fizyczne tortury, raczej dużo gada, a jego słowa okazują się mieć dużą moc sprawczą. Summer i Clark wcale nie są przypadkowymi ofiarami, a Joseph nie jest zwykłym mordercą. Wszyscy trafili do Blood River z jakiegoś powodu.
O co chodzi, zdradzić nie mogę. Podpowiem Wam, że ważny jest tu wymiar religijny, czy też filozoficzny.
Czy się spodoba? Nie wiem, dla niektórych może okazać się zbyt przegadany. Toczone między bohaterami rozmowy są w istocie dużo ważniejsze niż poszczególne wydarzenia a najistotniejsze jest to, co zostało nie wypowiedziane.
Moja ocena:
Straszność:7
Fabuła:8
Klimat:7
Napięcie: 7
Zaskoczenie:7
Zabawa:7
Walory techniczne:7
Oryginalność:7
To coś:7
Aktorstwo:7
71/100
W skali brutalności: 2/10
Gość: Muppet, *.icpnet.pl napisał
„… na koncie” lepiej brzmi niż „…na kącie”