Children of the corn/ Dzieci kukurydzy (1984) & children of the corn/ Dzieci kukurydzy (2009)
Małżeństwo podróżujące przez Nebraskę trafia do opustoszałego miasteczka Gatlin. W tym dziwnym miejscu władze sprawują dzieci. Wszystkie są jakby opętane własną wizją boga nazywanego przez nich ’Tym, który kroczy pomiędzy rzędami’. Innowacyjne podejście do wiary zmusza dzieci do eliminacji każdego dorosłego, który pojawi się na terenie miasta. Swój krwawy kult uprawiają na polu kukurydzy, gdzie znajduje się ich bóg.
„Dzieci kukurydzy” to, po pierwsze opowiadanie Stephena Kinga, które możecie znaleźć w zbiorach „Nocna zmiana” oraz „Stephen King na wielkim ekranie”. Osobiście nie czytałam, ale kiedyś zapewne o uczynię.
W 1984 „Dzieci kukurydzy” doczekały się pierwszej kinowej ekranizacji oraz kinowego seqela, pozostałe sześć części trafiły do dystrybucji vhs/dvd. Ostatni seqel mieliśmy okazje ujrzeć w 2011 roku – te dzieci są doprawdy nieśmiertelne.
Dziś będzie o pierwszym filmie i o jego remake z roku 2009 wyprodukowanym dla telewizji w oparciu o scenariusz napisany przez Stephena Kinga.
Zacznę od tego, że nie mam bladego pojęcia, która z wersji jest bliższa opowiadaniu. W ciemno obstawiam, że remake, w końcu King sam napisał scenariusz – co niestety odbiło się czkawką na dialogach.
Pod względem fabuły bardziej odpowiada mi nowsza wersja, jest bardziej brutalna i dosadna. Niestety klimatem nie dorównuje oryginałowi z lat 80 mimo iż – co się chwali- użyto tej samej muzyki filmowej Johnatana Elisa.
Odtwórcy ról dzieciaków z oryginału wydawali mi się zdecydowanie bardziej upiorni, szczególnie Isaack.
Podoba mi się cały zamysł Kinga na stworzenie 'sekty’ dzieci czczących kukurydzę. Brzmi to dość absurdalnie, ale w każdej religii nawet tych powszechnych znajdzie się od groma absurdów, więc czemu nie kukurydza? Dzieci jako emisariusze zła to też trafiony pomysł. Dzieci jako mordercy, dzieci jako 'jedyni wybrani’…
Obydwa filmy jak najbardziej do obejrzenia, szczególnie dla fanów prozy Stephena Kinga i typowych dla niego rozwiązań fabularnych.
Moja ocena:
Dzieci kukurydzy: 6+/10
Dzieci kukurydzy remake:6+/10
Uwielbiam dzieciaki w takich rolach- nic mnie bardziej nie przeraża niż właśnie małe mordujące dzieci.
Opowiadanie czytałam ale jak na mój gust trochę za krótkie. Ma fajny klimat ale kończy się zanim można się nim nacieszyć.
Odkryłem twój blog stosunkowo niedawno a już obejrzałem z 10 filmów, które recenzowałaś 🙂 Chwała ci za to! Co do Kinga i jego popkornowych dzieci to czytałem opowiadanie, oglądałem też późniejszą ekranizację, właśnie po przeczytaniu opowiadania, jest więc to praktycznie wierna ekranizacja. Jakoś wcześniej nie ciągnęło mnie do serii „Children of the corn” ale po tej recenzji jak najbardziej! A tak btw wiesz, że King garściami czerpał i nadal czerpie z Lovecrafta i jego chthulowych mitów? Ja jako zagorzały fan (moja żona mnie zaraziła Kingiem) obydwu dowiedziałem się o tym dopiero po przeczytaniu „Sklepiku z marzeniami” gdzie umieścił graffiti Yog Sothoth, a później skojarzenia same zaczęły się nasuwać. Dzieciaki z pola kukurydzy też są klimatem związane z mitami i sądzę, że właśnie ta istota, którą czczą ma swoje korzenie w lovecraftowskich mitach. Swoją drogą jeśli byś mogła i miała ochoę to mogłabyś zrecenzować kilka filmów w tym klimacie, choćby genialne „Call of Cthulhu”. Pozdrawiam. Oby tak dalej!
Moja znajomość Lovecraft’a jest bardzo słaba. Teraz odświeżam sobie Poe’go, ale Lovecraft będzie następny w kolejce. Wolałabym najpierw przeczytać zanim wezmę się za ekranizacje.
Ja zaś na odwrót, słabo znam Poe’go 🙂 Jednak mogę polecić Ci „Cień Poego” autorstwa Mathew Pearl’a – klimatyczna książka napisana naprawdę dobrym językiem, ponoć napisana na faktach, jakie odkrył autor o Poe i jego zagadkowej śmierci. Czyta się ją jednym tchem. Druga książka tego autora, którą czytałem to „Klub Dantego” też niezła jednak Cień podobał mi się bardziej. Za to Lovecrafta znam całkiem dobrze, choć nie do końca leży mi język jakim pisze. Zacznij obowiązkowo czytać tego drugiego od „Call of Cthulhu”, „W górach szaleństwa” oraz „Przypadek Dextera Warda”. Choć na tym ostanim wynudziłem się nieco to przebrnąłem i warto było doczytać do końca 🙂 Swoją drogą znam lovecraftowskie mity nie tylko z książek, długi czas grałem w RPG Zew Cthulhu. Uwielbiam wyszukiwac w filmach „smaczki”, które nawiązują do mitów. Choćby nieudana wg mnie „Kostnica”, stare „Martwe zło” czy choćby ostatnio „Dom w głębi lasu”. No i jak pisałem King też czerpie z mitów. Bodajże w „Nocnej zmianie”, albo w „Szkieletowej załodze” było opowiadanie w stylu lovecrafta (nie pamiętam teraz tytułu)
Słyszałam o „Cieniu Poego”, miałam na nią ochotę, ale oczywiście szybko mi z pamięci wyparowała, więc dziękuję za przypomnienie:)
Co do Kinga i jego opowiadań to czytałam tylko jeden zbiór i to żaden z tych, które wymieniłeś. Lovecrafta czytała „Listy i eseje” i właśnie jego styl bardzo mi się spodobał – to też na pewno kwestia tłumaczenia, więc zobaczymy jak to będzie z resztą.
Fakt, tłumaczenie może być zabójcze. Kiedyś próbowałem czytać Lovecrfta w oryginale, jednak moja znajomość angielskiego przerosła mnie… znaczy zbyt mało znałem angielski (lub jak raczyła wpisać moja nauczycielka do dziennika „anielski” – pompa!).
Poważnie. Są różne tłumaczenia. „Cień Poego” też kulał jak go zacząłem czytać. Może to moja wina? Może to ja jestem trędowaty jeśli chodzi o tłumaczenia. Z początku widziałem, jak się będę męczył, ale potem udało mi się zaakceptować ten styl. Może więc powiem tak: styl Lovecrafta mi nie pasował (w czasie przeszłym), do póki się nie przyzwyczaiłem i nie zaczęło mi to pasować (kurna ale głupota). Nie bez powodu lubię Lovecrafta!
Tak swoją drogą: można z Tobą pozmawiać poza tym blogiem
Podobno w oryginale bardzo przyjemnie (i przystępnie) czyta się King’a. Lovecraft z racji tego, że tworzył w dość odległych czasach operował językiem, który mógłby pokonać i kogoś kto dobrze posługuje się angielskim.Sama próbowałam tego z „Wielkimi nadziejami” i „Wichrowymi wzgórzami” i też poniosłam porażkę.
biblia_horroru@o2.pl – możesz pisać na maila.
Już oryginał był raczej cienki jak dla mnie, ale remake to już w ogóle typowy bidny, telewizyjny bądź straight-to-dvd horrorek, jak właściwie każdy przy których sam King maczał palce.