The Hand that Rocks the Cradle/ Ręka nad kołyską (1992)
Państwo Bartel to młodzi, zamożni małżonkowie spodziewający się swojego drugiego dziecka. W czasie ciąży Clarie doświadcza molestowania seksualnego ze strony swojego lekarza prowadzącego. Kobieta zgłasza sprawę do sądu, a lekarz popełnia samobójstwo. Pół roku później para sprowadza do swojego domu nową nianię, przypadkowo poznana kobieta spodobała się Clarie dużo bardziej niż nianie z agencji. To będzie z jej strony duży błąd…
„Ręka nad kołyską” to klasyczny reprezentant kina z lat 90. Fabuła jest nieprzystojnie jak na thriller przewidywalna, a jednak wciąga!
Postaci są rozrysowane w rażąco prosty sposób. Clarie, w moich oczach, była typową głupią gąską, naiwną żoną, nieco infantylną i łatwą do zmanipulowania. Michael to podręcznikowy przykład idealnego męża: Dość przystojny, zapatrzony w żonę, spełniony zawodowo. Peyton, niania z koszmarnego snu, to z kolei bardzo typowy przykład osoby, która przerzuca odpowiedzialność za swoje nieszczęście na innych. Z jednej strony ogarnięta psychozą, a z drugiej sprawnie manipulująca i sukcesywnie spełniająca swoje mroczne zamiary. Ma twarz anioła, ale jej dusza jest zaropiała i chora.
Największym minusem produkcji jest fakt, że od początku znamy zamiary Peyton – jej zachowanie może zaskoczyć, tak to już jest ze świrami, ale doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, co nią kieruje i do czego dąży. Rodzina Bartel nie wie kim jest anielska niania i właśnie oczekiwanie na demaskacje Peyton stanowi źródło napięcia budowanego w obrazie.
Na intrygi Peyton patrzyłam z niejakim podziwem. Podziw byłby pełen, gdyby nie niepoczytalność naszej lisicy i wprost do niej proporcjonalna głupota Clarie. Chwilami nawet jej współczułam i w pewnym stopniu była bliższa memu sercu niż Clarie. Za nic w świecie nie jestem w stanie identyfikować się z takim frajerstwem, jakie prezentowała żona Pana naukowca. (Pytanie do publiczności: dlaczego inteligentni faceci lubią idiotki?)
Abstrahując od psychologii poszczególnych postaci, wiele jest w tym filmie naiwności, która w żaden, ale to absolutnie żaden sposób nie przeszkadza w cieszeniu się seansem.
Rola Rebeccy De Mornay stanowi przykład świetnego aktorskiego kunsztu i charyzmy. Aktorzy drugo i trzecioplanowi radzą sobie równie dobrze. Moją uwagę zwróciła chociażby mała Emma, w tej roli obecnie już całkiem ładnie wyrośnięta Madeline Zima, którą ostatnimi czasy widziałam w roli szalonej lesbijki w „Breaking the girl”.
Julianne Moore prezentuje się arcy dostojnie w roli przyjaciółki Clarie i Michaela. (A propos Pani Moore, dziś czeka ją sąd ostateczny bo biorę się za nową „Carrie”).
Wszystko w tym filmie jest na swoim miejscu. Nie mrozi krwi w żyłach (Choć nie powiem, scena w której Peyton pałaszuje jabłko patrząc na wydarzenia rozgrywające się w szklarni wywołuje coś więcej niż lęk). Nie zaskakuje, ale ma w sobie coś, co sprawia, że trwamy w niepokoju.
Moja ocena:
Straszność:6
Fabuła:8
Napięcie:10
Klimat:6
Zaskoczenie:4
Zabawa:10
Walory techniczne:7
Oryginalność:7
To coś:10
Aktorstwo:9
77/100
W skali brutalności:0/10
Gość: Magda, *.adsl.inetia.pl napisał
Też ostatnio oglądałam ale raczej mnie znudził. Taki w sam raz na raz 🙂 Wczorajsze „Przed burzą” było lepsze 🙂
Co do nowej Carrie też mam mieszane uczucia, taki raczej „płaski” obraz, za mało czasu poświęcili psychice i dziewczyny i matki.
ilsa333 napisał
Ja mam sentyment do starych obrazów o tej tematyce, szczególnie przodują w świetnym portretowaniu postaci Femme Fatale, choć najlepiej robią to filmy noir, ale to już inna bajka.
„Carrie” już obejrzałam i no cóż, jest tak jak napisałam;)
lupaszko napisał
Może dlatego że te mniej inteligentne kobiety najczęściej nie idą do pracy tylko wychowują dzieci i siedzą w domu(nie wiem jak jest w filmie, nie oglądałem jeszcze) co prawdziwym mężczyznom odpowiada.
Pozdrawiam 😉