Carrie (2013)
Remake kojarzą mi się z ekshumacjami. I to takimi, przeprowadzonymi nie do końca prawnie. Wiem, wiem, że to wszystko ku uciesze gawiedzi, która przekłada się na pełną kiesę tych, którzy wygrzebią cennego trupa, ale momentami nie mogę pozbyć się niesmaku i smrodu jaki roznosi się wokół profanowanych zwłok.
Kimberly Price, reżyserka nowej „Carrie” wraz z resztą osób z produkcji deklarowała, że w przeciwieństwie do filmu z 1976 roku ona będzie się kurczowo trzymać wersji książkowej. Dobrej wersji swoją drogą. Miała też zadbać o głębie psychologiczną postaci kobiecych, dzięki temu, że jest reprezentantką tej właśnie płci. Jak jest faktycznie?
Nie będę Wam po raz trzeci streszczać fabuły historii Carrie. Powiem za to o tym czym różni się ona od książki i filmu De Palmy.
„Carrie” nie jest ekranizacją książki, tylko remake filmu z lat ’70. Jest jego uwspółcześnioną wersją. Uwspółcześnioną zarówno pod względem fabuły, dzięki osadzeniu akcji w czasach obecnych i uwspółcześnioną przez użycie jak najnowszych środków produkcji.
To bardzo efekciarskie kino. W początkowych scenach jest to sporym plusem, bo dzięki dobrodziejstwu efektów specjalnych mogliśmy zobaczyć początki przygód Carrie z telekinezą – między innymi w scenie z lewitującym łóżkiem, czy uszkadzaniem drzwi komórki. Jednak nie byłabym sobą, gdybym nie przyczepiła się w momencie kiedy następuje efekciarski przesyt.
Na boga, czy naprawdę nie można było wylać na Chloe normalnego wiadra z normalną sztuczną posoką? Trzeba było generować to komputerowo i wygładzać tak, żeby czasem czerwona plama nie odjęła urody naszej Carrie?
Carrie nie miała być ładna jak czarodziejka, tylko wyglądać jak posągowa bogini mordu, która przypuszcza atak na niewiernych. Niestety polecieli tu w taką sztuczność, że nie pozwolili ani jednej czerwonej kropelce spaść tam gdzie nie powinna.
Co się tyczy fabuły, to tak jak wspomniałam od książki odbiega. Carrie zostaje nie tylko upokorzona w szatni, ale jeszcze nagrana i rozsławiona na youtube.
Finałowa rozmowa z Sue ma przynajmniej miejsce, ale co innego jest jej przedmiotem. Przyczyny 'zachowania’ Carrie po 'koronacji’ też są inne. Zarówno w książce jak i filmie nasza furiatka wcale nie żałowała się Tomie’go, kiedy zarobił wiadrem w swoją śliczną główkę. W „Carrie”2013 śmierć Tomi’ego jest katalizatorem postępowania Carrie.
Na co jeszcze mogę spojrzeć łaskawym okiem? Na pewno spodobał mi się motyw z wierszem o Salomonie, który czyta Carrie. Salomonie, który zburzył świątynie. Ona też w pewnym sensie finalnie burzy świątynie.
Relacja z matką przedstawiona całkiem nieźle dzięki nieocenionemu wsparciu aktorskiemu Julianne Moore. Postać Margaret została wzbogacona o ciekaw elementy. Szaleństwo Pani White idzie tu nieco dalej i objawia się nie tylko w skrajnym religijnym fanatyzmie – to mi się podobało.
Mimo, iż przesadzono z sztucznością sztucznej krwi to sceny masakry na balu są przedstawione całkiem ciekawie, kilkakrotnie otworzyłam z podziwem usta. Jedno ujęcie było żywcem zerżnięte z filmu De Palmy – swoją droga najlepsze ujęcie. Wszystko było pięknie do póki Carie nie zaczęła latać jak supermen’ka nad truchłami swoich wrogów.
Wspomniałam, że Jullienne Moore spisała się dobrze, ale niestety nie mogę tego powiedzieć o Chloe Moretz. Położyła postać Carrie.
Po pierwsze była za ładna, za zgrabna, zbyt śmiało poczynała sobie z uśmiechami. Z kolei w scenach kiedy miała pokazać posągowość i brak litości prezentowała na swojej perfekcyjnie skropionej krwią twarzy dziwny groteskowy grymas. Zaparcie? Cóż, rozczarowała mnie na całej linii.
Dobrze spisały się odtwórcy roli Kris, Billego i Sue. W-f’istka była wyprana z moralnej ambiwalencji, która miała być jej cechą charakterystyczną natomiast Tomie był bezpłciowy.
Cieszę się że wstrzymałam się z pójściem do kina. Może nie byłabym sromotnie rozczarowana bo po cichu spodziewałam się, że wstępne założenia trafi szlag. Muszę jednak być uczciwa i powiedzieć, że film mnie nie znudził, choć żałuje, że obejrzałam ostanie 10 sekund- co to na boga miało być? Rozrywka na raz, nie wnosząca nic nowego w jałowość remake’owego świata.
Moja ocena:
Straszność: 4
Fabuła: 7
Klimat: 6
Napięcie: 5
Zabawa: 7
Walory techniczne: 7
Aktorstwo: 6
Oryginalność: 3
To coś: 6
Zaskoczenie: 5
56/100
W skali brutalności:5/10
Gość: JackyX, *.sejm.gov.pl napisał
Cholernie dobra recenzja, widać że łapiesz klimat zarówno książki jak i oryginalnego filmu. Dokładnie to samo mi się podoba, to samo bym wytknął 🙂
Pozdrawiam
ilsa333 napisał
Jest jeszcze sporo rzeczy, które przyszły mi do głowy gdy oglądałam nową „Carrie”, ale nie chciałam już się produkować. Zazwyczaj staram się pisać krótko, bo wiem, że mało kto lubi czytać opasłe tyrady na temat filmu, zwłaszcza, że to kino rozrywkowe i nie ma co zbytnio nad nim filozofować, a na sprawach technicznych słabo się znam:) Ale dzięki, cieszę się, że Ci się podoba.
Gość: kayuzo, *.zory.vectranet.pl napisał
Aż za bardzo chyba jesteś wpatrzona w twórczość Kinga. Choć 'Carrie’ według mnie to jedna z nielicznych udanych jego książek, to arcydziełem nie jest. Remake również do niego się nie zalicza, ale rozczarowaniem też nie jest (może rzeczywiście poza sztuczną krwią). Film oglądałem, nie nudził się i spokojnie 8/10 mogę dać. Co do odtwórczyni głównej roli – fakt jest ładna, ale czy to oznacza, że mieli brać jakąś brzydotę? 'Przeistoczenie’ się w morderczynię też wyszło jej całkiem sprawnie.
Gość: kayuzo, *.zory.vectranet.pl napisał
Już nie pamiętam jak to było w książce i w oryginalnym filmie, ale ogromny plus za postaci Sue, nauczycielki i dyrektora. W końcu amerykański film, w którym ładna laska, koleś u władzy szkolnej zachowują się jak ludzie. Taki szczegół, że aż dziwnie się oglądało biorąc inne produkcje osadzone w realiach amerykańskich szkół.
ilsa333 napisał
Wymienione przez Ciebie elementy występują też książce i filmie z ’76, oczywiście w trochę innym kształcie.
Gość: Koper, *.dynamic.chello.pl napisał
Jeden z moich głównych kandydatów do tytułu „Najmniej potrzebny film roku”. 😉 Wszystko tu jest w najlepszym razie do bólu poprawne, a całość w żadnej mierze nie umywa się do dzieła de Palmy.
Gość: Kayuzo, *.zory.vectranet.pl napisał
Mimo wszystko będę bronił tej produkcji. 'Jest do bólu poprawne’, niby tak niewiele, ale większość współczesnych horrorów nawet tego minimum nie osiąga.
ilsa333 napisał
Adrian, ja absolutnie do grona wielkich fanów Kinga się nie zaliczam. Chętnie obszernie przejechałbym się tu po „Lśnieniu”, które za wyjątkiem wątków, które wykorzystał w swojej ekranizacji Kubrick jest książką obrzydliwie nudną i słabo napisaną. Dużo bardziej podobała mi się jej kontynuacja. Do książkowej „Carrie” mam sentyment, ale nie przypominam sobie abym ją nazwała arcydziełem – chyba żadnego horroru za takowy nie uważam. Co do remake „Carrie” to mój zarzut ad. wyglądu aktorki wynika z kompletnego olania tego jak wyglądała i zachowywała się „Carrie” w książce, choć reżyserka zarzekała się, że jej ekranizacja będzie bliższa wersji literackiej. I tak, uważam, że powinni zatrudnić mniej urodziwą aktorkę, albo chociaż lepiej ją ucharakteryzować. Moim zdaniem zatrudnili śliczną Chloe z obawy, że 'brzydoty’ nikt nie polubi i oglądać nie będzie chciał. Jest poprawny i zbyteczny, ale nie jest to obraz, który ogląda się w bólach, serio, można w nim znaleźć coś dla siebie.
Gość: Kayuzo, *.zory.vectranet.pl napisał
W porządku 🙂 dzisiaj doznałem olśnienia, iż rzeczywiście była za ładna. Co do Kinga, ja po prostu nie rozumiem zachwytu nad nim. Wynika to z tego, iż zawsze mam mega ogromne oczekiwania co do jego książek, bo to w końcu KING, a wychodzi kupa. Mógłby obyczajowe powieści pisać. Naprawdę nie wiem czym się ludzie jarają, a czytałem sporo jego książek. Choć akurat 'Carrie’, mi się podobała.
Remake ogólnie oglądam z dystansem. Omen z 2006? Bardzo dobry film, bo nie miałem oczekiwań, gdyż oryginał był filmem doskonałym pod każdym względem. Nic lepszego nie mogli nakręcić. Coś podobnego jest z 'Carrie’. Oglądałem z nudów i było ok.
ilsa333 napisał
Może i jest nieco przereklamowany, ale prawda jest taka, że facet wypiera z terenu niemal wszystkich innych pisarzy horrorów, bo płodzi niesamowite ilości prozy. Prawdą jest też to, że dużą reklamę robią mu świetne ekranizacje jego książek, często lepsze niż sama książka, bądź przynajmniej przyzwoite. Też uważam, że dużo lepiej sprawdza się w wątkach obyczajowych niż w horrorowej fantastyce, bo ona w jego wydaniu często trąci kiczem. Za to facet świetnie operuje wątkami obyczajowymi, lub takimi bardziej zbliżonymi do thrillera psychologicznego niż horroru. Przy tym porusza tematy bardzo komercyjnie i nie stara się 'odkrywać ameryki’. Jest dobry w graniu na ludzkich emocjach, bardzo dobrze wie czego ludzie TAK NAPRAWDĘ się boją i o tym właśnie pisze. Po za tym wydaje się człowiekiem bardzo pewnym siebie i wyższości swojej twórczości nad innymi, a to działa jak magnes i na czytelników i na producentów filmowych. Powiedz mi, które jego książki, lub opowiadania lubisz, a których nie?
Gość: Kayuzo, *.zory.vectranet.pl napisał
I będzie problem, które lubię. Na pewno 'Carrie’, za dziecka cholernie się bałem 'Cmętarza zwieżąt’ i dobra jest 'Ręka Mistrza’. Ogromnie zawiodłem się na 'Miasteczku Salem’, rewelacyjny prolog i epilog, a w samej powieści na 523 strony może 23 'miały w sobie’ grozę. Pozostałe 500 stron to opis życia w małym prowincjonalnym miasteczku. Ostatnio czytałem jakiś zbiór opowiadań i po raz kolejny fabuła jakby przez dziecko pisana. A we wstępie wydawca pisał, iż to jedne z najlepszych jego opowiadań.
Nie wiem, może to ze mną jest coś nie tak. Całe dzieciństwo chciałem się do niego przekonać, polubić go, bo tak ciężko było trafić na dobry horror w bibliotece. A King rzekomo gwarantował najlepszą jakoś.
Gość: Kayuzo, *.zory.vectranet.pl napisał
Hahaha przez pomyłkę zajrzałem na recke starej 'Carrie’ i komentarze do niej. Cóż za emocje, dużo lepiej się czyta niż kryminały. Poważnie Buffy się już nie odzywa?
ilsa333 napisał
Poważnie. Zajrzyj do niej to zobaczysz co się dzieje pod jej recenzją filmu Kubricka. Dyskusja w podobnym tonie, jakiś biedak próbował forsować swoje zdanie.
Gość: Kayuzo, *.zory.vectranet.pl napisał
Śmieszy mnie, że ja Cię posądzałem o wielką sympatię do Kinga, a Buffy przeszkadza, że go nie trawisz. Oj uśmiałem się.
ilsa333 napisał
Tak to jest, punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia.
janemary25 napisał
Co kto lubi. Ja Kinga podziwiam za to jaki tworzy świat. Polecam gorąco cykl Mroczna wieża, gdyż jest rewelacyjny. Jestem na świeżo po ostatnim tomie i jeszcze Roland i jego ka-tet siedzą w mej głowie.
Jedni wolą takie książki, inni takie książki. Ja osobiście zaczytuję się w polskiej fantastyce i starych romansidłach jak Jane Austen, ale i Bułhakova przeczytam czy Dumasa no i tego Stefana. King to jest taki specyficzny gościu, który potrafi tak wystylizować postać, że my ją znamy, by później ględzić przez 30 stron o wyglądzie łąk i lasów wkładając między to jeszcze płytkich i niepotrzebnych bohaterów 10 planowych.
Mistrz horroru i mistrz nudziarstwa w jednym. 🙂 Nie można mu zarzucić – że nie umie straszyć. Napięcie buduje wspaniale, ale nieraz to już latam oczami pomijając niektóre nudne jak flaki z olejem opisy czy biografie głupich 5- stronicowych bohaterów.
W lśnieniu sporo było tego betonu, ale już wydarzenia w hotelu – wspaniale opowiedziane.
ilsa333 napisał
Kocham Jane Austen:) Właściwie jej romansidła są jedynymi jakie toleruję. Ale chyba wolę siostry Bronte, bo mimo wszystko ich historię są bardziej ponure.
Co do Kinga, to do „Mrocznej wieży” zupełnie mnie nie ciągnie. To co o nim napisałaś to święta prawda. Potrafi przynudzić, potrafi wzbudzić napięcie i ma niebywały talent do wątków pobocznych. Co do „Lśnienia” to nawet mi się te jego osobiste wycieczki podobały, ale rozumiem, że równie dobrze można było je sobie darować. W przypadku tej książki gdzieś wyparował jego dar tworzenia interesujących postaci. Wendy to taka ciepła klucha, Jack jęczący pijaczyna a Danny w ogóle nie przykuł mojej uwagi choć powinien lśnić tu najjaśniej. To oczywiście moje subiektywne odczucia. Na tym głównie polega mój problem z „Lśnieniem”- książką – nie potrafiła mnie wciągnąć.
janemary25 napisał
Jack z Talizmanu – świetna postać 🙂 polecam.