Wywiad z pisarką Katarzyną Rogińską
Dziś będzie nowatorsko, bo tego jeszcze na Biblii horroru nie było. Dziś będzie wywiad na życzenie wydawnictwa Oficynka i z mojego osobistego kaprysu, przeprowadzony z autorką „Wieży Sokoła„, „Jeśli czegoś pragnę” i opowiadań publikowanych w zbiorach takich jak „Halloween” i „Mogliby w końcu kogoś zabić„.
Wywiad taki, 'na luzie’, jak wszytko na moim blogu, przeprowadzony drogą elektroniczną.
B.H: Zawodowo zajmuje się Pani psychologią. Czy studiowanie ludzkich umysłów bardziej pomaga, czy bardziej przeszkadza w tworzeniu ciekawych literackich portretów psychologicznych Pani bohaterów?
K.R: Studiowanie umysłów pomaga. Dzięki temu postacie są bardziej wiarygodne, żywe, mniej papierowe. Poza tym ja nie patrzę analitycznie i naukowo na człowieka, o ile mi za to nie zapłacą. W życiu codziennym i po części w wymyślaniu postaci ja już nie patrzę i nie analizuję, tylko wiem, jak działa dany człowiek. To nie jest tylko kwestia zawodu, ale przede wszystkim doświadczenia życiowego. Około 50-tki tak się już ma 😛
B.H: Skąd biorą się Pani pomysły na kolejne fabuły powieści i opowiadań?
K.R: Już nie pamiętam, skąd brałam pomysły… Pisałam dość dawno i wiele od tego czasu się zdarzyło.
Na „Blondynki” pomysł wzięłam z Nagrody Darwina, przypadku pewnego pana, który postanowił się napić drugim końcem odwłoka i umarł na skutek wcielenia tego pomysłu w życie.
Ale w innych przypadkach to były takie impulsy, sceny z życia – „Rodzina jeży” istniała naprawdę, podobnie jak dialog dziewczynek na widok trzech kosmatych warchlaków paradujących ulicą.
Młoda Greczynka podobna do Dymitry też nie zdała matury pomimo korepetycji, sama pocieszałam jej ojca. Dlaczego nie zdała, tego nie wiem, ale na pewno nie przyjechała potem do Polski.
B.H: Lepiej czuje się Pani w krótkich formach literackich takich jak opowiadania, czy raczej w pełnowymiarowych powieściach?
K.R: W żadnej z w/w form nie czuję się komfortowo.
Pisanie to dla mnie ogromny wysiłek, nic nie idzie „jak z płatka”. Strona na godzinę, nie więcej. Komfortowo to ja się czuję jak piszę opinię dla sądu, projekt o dofinansowanie konferencji, czy przemówienie na Toastmasters.
Ale za to jak z takim mozołem napiszę literaturę, to nie wymaga ona redakcji – zdaniem redaktorów, nie moim.
Łatwo mi się pisze krótkie, żartobliwe charakterystyki, impresje na temat codzienności, takie blogerskie notki.
B.H: Czy zdarzyło się kiedyś tak, że któraś z ludzkich historii, z jaką zetknęła się Pani w pracy zainspirowała Panią na tyle, że wykorzystała ją Pani w swojej powieści lub opowiadaniu?
K.R: Tak jak powiedziałam wyżej – nie było żadnych historii. Były obrazy, krótkie dialogi, powiedzonka, osoby.
Stopklatki takie. Mleko i Kawa są autentyczni, z powiedzonkami o wkładaniu rąk i obsesjami na punkcie owocowych herbatek.
Potwór ma twarz i ciało bardzo poczciwego i sympatycznego Karolka. Juta z „Jeśli czegoś pragnę” imię i wygląd ma po pewnej znajomej mi pani. Jah-kuzyni z tejże książki to rzeczywiście mój kuzyn, tylko zdublowany.
I tak dalej. Ale nie historie. Historie są fantazją.
B.H: Czytając Pani książkę „Wieża sokoła” odniosłam wrażenie, że jest Pani ogromna miłośniczką kotów. Czy mam rację?
K.R: Koty kocham, posiadam kota Mratawoja, rudego pyskatego głupka, który udaje głodujące zwierzę i sępi żarcie po wszystkich działkach.
Posiadam także śnieżnobiałego, tłustego kota Pucusia z „Jeśli czegoś pragnę”, obecnie w delegacji ze względu na niezgodność charakterów obydwu bohaterów literackich.
Udzielam się na forum miau.pl, biorę udział w akcjach sterylizacji kotów wolnożyjących i głaszczę każdego, który mi na to pozwoli.
B.H: Czyli bohaterski kot z „Wieży sokoła” dostał imię na cześć Pani kota? Pewnie czuje się zaszczycony:)
K.R: Mratawoj jest taki, jak w książce, to książka o nim. Też się włóczy po ogromnym terenie, też włazi ludziom do mieszkań i piwnic, paskudzi w szklarniach i jest strasznie pyskaty. A imię ma takie nieco rosyjskie – mój nick z forum to Mrata, a on jest czyj ? Mratawoj.
Nawet stopień wojskowy mu nadaliśmy i zwracamy się do niego Komandir Mratawoj. Dobrze brzmi.
B.H: Jacy pisarze, polscy lub zagraniczni są dla Pani największymi autorytetami w dziedzinie literatury i kogo najchętniej Pani czyta?
K.R: Czytam bardzo wiele. Najchętniej fantastykę.
Ostatnio „Malazańską Księgę Poległych”. Całą ! Kryminały skandynawskie, thrillery, kryminały wszelkie. Z polaków to Grzędowicza, „Pana Lodowego Ogrodu” i opowiadania. Nota bene w Grzędowicza „Fenixie” debiutowałam. Ale ci do których wracam to Wiliam Gibson z trylogią „Neuromancer”, Frank Herbert i pierwsze części „Diuny” w przekładzie Barańczaka oraz Lovecraft.
Język i wizja, to jest to, co mnie w nich urzeka. No i oczywiście czytam literaturę fachową, nasenną niestety.
B.H: Czy w tym momencie pracuje Pani nad jakąś książką, lub opowiadaniem?
K.R: Gdzieś tam w komputerze jest kawałek książki, ale już bardzo dawno nad nim nie pracuję i nie wiem, czy kiedykolwiek.
Powiedzmy sobie szczerze – pisanie na pewnym etapie przestaje być rozrywką i ciekawą nowością, a staje się pracą. Ciężką, mozolną i bezpłatną lub niewspółmiernie mało płatną. Więc po co, skoro jeszcze tyle jest rzeczy do spróbowania ?
Zamiast siedzieć i się męczyć, biegam teraz z aparatem. Nawet wystawę miałam ostatnio. O tematyce cmentarnej, na listopad jak znalazł – „Zmarli i ich domy”, cmentarze w Grecji, Kerepesi w Budapeszcie i poradziecki w Bornem- Sulinowie.
Zanim zaczęłam pisać, malowałam. Pomiędzy pisaniem a fotografią projektowałam biżuterię industrialną.
Teraz chcę pomóc mojemu mężowi ruszyć rosyjskojęzyczny klub Toastmasters w Trójmieście i zrobić w ramach Fundacji „Inno”, (gdzie jestem przewodniczącą rady nadzorczej) konferencję „Edukacja finansowa najmłodszych”.
Chcę jechać nad Bajkał. Albo na Islandię. Albo na Okinawę czy Sachalin. Chcę spędzić swoje 50 urodziny w pociągu na magistrali transsyberyjskiej.
Życie mnie kusi coraz nowymi możliwościami. Nie mam czasu stać w miejscu, rzeźbić kolejną książkę, która być może będzie dobra, ale tak naprawdę nic nowego nie wniesie w moim życiu.
Serdecznie dziękuję za możliwość przeprowadzenia powyższego wywiadu!
Dodaj komentarz