Murders in the Roue Morgue / Zabójstwa przy Roue Morgue (1932)
Zapaliłam się do tego filmu jak szczerbaty na suchary licząc na piękną adaptację dzieła Poego. Jest to pierwsza ekranizacja jakiegokolwiek dzieła tego pisarza za jaką wzięło się studio Universal. W roli głównego czarnego charakteru, to jest doktora Mirakle, obsadzono Belle Lugossi’ego. Byłam pewna, że będzie to coś dla mnie. Niestety nie wzięłam pod uwagę, że Robert Florey, reżyser, bardzo luźno potraktuje dzieło Poego i horror uda mu się jedynie połowicznie.
Fabuła filmu mocno odbiega od fabuły opowiadania.
Akcja rozpoczyna się w momencie przybycia do Paryża szalonego naukowca doktora Mirakle, który to zajmuje się badaniami nad gorylem o imieniu Erik. Człekokształtny ma mu posłużyć za dowód na istnienie pokrewieństwa między człowiekiem a małpą. Naukowiec trudni się także drobną chałturą prezentując zgorszonej gawiedzi swojego podopiecznego w czasie karnawałowych występów. Tam też wygłasza swoje darwinistyczne teorie, dla ludzi żyjących w połowie XIX wieku będące całkowitą herezją.
Wraz z przybyciem doktorka i jego małpiszona w mieście zaczynają ginąc prostytutki. Szaleniec porywa je i wstrzykuje im gorylą krew wskutek czego nieszczęśnice umierają.
W filmie pominięto bardzo ważny element historii Poego. Naukowcowi nie tyle chodziło o laboratoryjne mieszanie krwi ile o bardzo 'tradycyjne’ skrzyżowanie człowieka z małpą. Ni mniej ni więcej szuka idealnej ludzkiej partnerki do rozmnażania z jego Eryczkiem.
Śledząc dalej filmową historię dowiadujemy się, że zarówno Eryczkowi jak i doktorkowi wpada w oko niewinna i urodziwa niewiasta, Camilla. To wokół prób zwabienia jej do swojego przybytku przy Rue Morgue ogniskuje się właściwa fabuła filmu.
Gdyby nie to, że opowiadanie, bardzo dobre zresztą, zostało tu tak spłycone, okrojone i wypaczone to film mógłby mi się spodobać – mógłby gdybym nie znała pierwowzoru.
Klimacik jest taki, jak w horrorach z lat 30. Czarno-białe zdjęcia, makiety robiące za scenografię, których niedoskonałości maskowane są obfitą ilością mgły oraz oszczędnym oświetleniem. Stosownie pompatyczne aktorstwo. Bella nie sięga tu wyżyn swoich możliwości. Jest bardziej komiczny niż straszny, niestety.
Reszta bohaterów jest nad wyraz przygłupia. Sposób przedstawienia wątku kryminalnego jest tu bardziej pastiszem niż jak to było w przypadku opowiadania kolebką wszelkiej powieści detektywistycznej.
Dużym plusem były wytężone starania pokazania wyższego poziomu w końcowych scenach. Mamy tu bardzo efektownie pokazany pościg za futrzanym porywaczem łudząco przypominający sceny z King Konga.
Czego mi najbardziej zabrakło? Chyba jednak takiej autentycznej grozy. Tej historii, w takim kształcie nie da się brać na serio.
Moja ocena:
Straszność: 5
Fabuła:6
Napięcie:7
Klimat:9
Zaskoczenie:4
Oryginalność:7
To coś:6
Aktorstwo:6
Walory techniczne:8
Zabawa:7
65/100
W skali brutalności:1/10
Dodaj komentarz