Alicja w krainie zombie – Gena Showalker
„Alicja w krainie zombie” to pierwsza część dłuższej sagi p.t. „Kroniki białego królika”.
Dość długa, ładnie wydana książka opowiada historię nastoletniej Alicji. Dziewczyna wiedzie prawie całkiem zwyczajny żywot. Prawie, bo jej ojciec jest szalonym alkoholikiem, który widuje potwory i w związku z tym nie pozwala swojej rodzinie wychodzić z domu po zmroku. W dniu urodzin córki łamie swoją żelazną zasadę i wraz z rodziną udaje się na wieczorny recital w szkole. Wszyscy z wyjątkiem Alicji giną w wypadku samochodowym. Od tamtej pory Alicja również zaczyna widywać potwory znajome jej z opowieści ojca.
Gena Showalker to kolejna niemłoda już autorka, która z pełnym zaangażowaniem wchodzi w śwat nastolatek by tworzyć opowieści z gatunku paranormal romans. Tak, takich jak „Zmierzch” i sto innych powstałych na fali mody na romanse międzygatunkowe książek.
Mimo iż pod względem warsztatu literackiego radzi sobie o niebo lepiej niż Mayer to porównań z jej naiwną historyjką nie uniknie. Niestety pisarka powiela schemat: młoda naiwna, piękna acz zakomopleksiona poznaje młodego, doświadczonego, pięknego i mrocznego. Historia romansu Cole’a i Alicji to w zasadzie ksero tego co mieliśmy w pierwszej części „Zmierzchu”. Dziewczyna przyciąga do siebie chłopaka, bo ma w sobie coś czego on nie rozumie. W tle czai się zło, z którym walczy dzielny młodzieniec. Zatrzymajmy się na chwile przy młodzieńcu: Banalne piękną blond włosej Alicji jest niczym przy zjawiskowej urodzie Cole’a. Przyznam, że nie byłam wstanie wyobrazić sobie faceta o 'pięknych fiołkowych oczach’. Nieustanie przed oczami stawała mi Liz Taylor w stroju Kleopatry, jedyna znana mi posiadaczka fiołkowych oczu. Utrudniało mi to nieco wczuwanie się w zachwyty Alicji. A może jestem już za stara na takie ekscesy?
Jeśli chodzi o nawiązania do „Alicji w krainie czarów” to jest ich jak na lekarstwo. Można je znaleźć w tytułach rozdziałów i imionach poszczególnych bohaterów, czy ich charakterystykach.
Co do Zombie, to nie można powiedzieć, że zombie to zombie. Nawet wampiry w „Zmierzchu” były bardziej wampiryczne. Doceniam twórczą inwencję autorki w stworzeniu tak… oryginalnego obrazu żywych trupów, ale nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że cała sprawa jest dość … przekombinowana. Zombie z krainy Alicji są bardziej złymi duchami, gryzą i zarażają. Walczyć z nimi można jedynie pod postacią duchową… tu rozpoczyna się ostra schiza, której nie będę Wam szczegółowo przedstawiać.
Zdecydowanie nie jest to dzieło skierowane do fanów „Nocy żywych trupów„. Fanów „Alicji w krainie czarów” też raczej nie zadowoli. Pozostaje wielomilionowa rzesza miłośników paranormalnych romansów w świecie małolatów. Ci bez wątpienia będą zachwyceni.
Książkę czytało się dobrze, o ile większość postaci wydała mi się totalnie odrealniona to bardzo polubiłam Kat, przyjaciółkę Alicji, może dlatego, że Kot z „Alicji w krainie czarów” również był moim faworytem.
Ciężko mi się uczciwie ustosunkować do dzieła Geny, bo jestem jak najbardziej po za grupą docelową.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Mira:
Moja ocena:4+/10
Dodaj komentarz