Sheitan (2006)
Ekipa 'młodych gniewnych’ Francuzików baluje w klubie. Kiedy wreszcie zostają stamtąd wyrzuceni postanawiają pojechać wraz z nowo poznaną koleżanką do jej domu na wsi. Niestety ludzie są tam bardziej porąbani niż 'młodzi gniewni’, a na dodatek wyznają kult szatana.
„Sheitan” – gdybym miała ten film określić jednym słowem to wahałabym się między 'porąbany’ a 'chory’.
Pierwsza połowa debiutanckiego obrazu Francuskiego reżysera to szereg zdarzeń brawurowo obrazujących młodzieżową głupawkę: Bójka w kubie, obsesyjne polowanie na dupy, napad na stację benzynową, w celu skrojenia kilku paczek chrupków.
Nasi bohaterzy – ich męska część – to kolejno skośny macho, czarnoskóry bajerant i piedołowaty białas, który ciągle obrywa po pysku, a żadna dziunia nie chce przed nim rozłożyć nóg. Panienki to wyrwana przez Bajeranta barmanka z klubu i Eve gorąca lasencja, która zaprasza ich do wspomnianego wcześniej domu na wsi.
Gdy młodzi docierają już na głęboką prowincję wita ich tam stado baranów i zarządca domu Eve, Joseph. Całe wiejskie towarzystwo to istna plejada najróżniejszych sodomitów. Nikt tam co prawda nie zasuwa z piłą mechaniczną, ale jest niemniej dziwnie, a w końcu także i groźnie.
Właściwa akcja rozpoczyna się właśnie na wsi, gdy Joseph prostak i dziwak o wyglądzie menela oprowadza ich po wiosce zapoznając z wiejskimi atrakcjami, w pakiecie jest oczywiście wpierdol od miejscowych i inne atrakcje.
Jazda typowo horrorowa zaczyna się wieczorem gdy w wigilię bożego narodzenia wszyscy zasiadają do stołu. Za kilka godzin Joseph rozkręci własną balangę…
Ten film przez cały czas balansuje na granicy grozy i groteski. Humor jest tu czarny jak piekielna smoła, postaci iście karykaturalne. Na pewno taki przekaz nie każdemu się spodoba, bo na tejże prostej konwencji 'młodzi w domu na odludziu’ usnuto bardzo, bardzo dziwaczny twór. Wszystko jest tu utrzymanie w klimacie aroganckich odzywek, luzactwa graniczącego z menelstwem, wulgarności i braku jakiegokolwiek rozsądku.
Jeśli chodzi o sam obraz satanizmu to jest on przedstawiony w dość krzywym zwierciadle. Bliżej tu do „Dziecka Rosemary„ niż do „Omena„.
Jeśli chodzi o wykonanie to z zachwytu nie ma nad czym piać, ale też nie jest tragicznie. Aktorzy są bardzo naturalni i z dużym zaangażowaniem wchodzą w swoje role – w sumie nie za łatwe. Muzyka to głównie gangsterski francuski hip hop. Ten rodzaj muzyki 'twardzieli’ zawsze mnie bawił to też jeśli chodzi o mój osobisty odbiór to przysłużyła się mocno komediowym walorom.
Dziwny, oryginalny twór. Mnie przypadł do gustu co nie znaczy, że z Wami będzie tak samo. Nudzić się raczej nie będziecie, bo fabuła jest poprowadzona w bardzo dynamiczny sposób.
Moja ocena:
Straszność:6
Fabuła:8
Klimat:7
Zabawa:10
Zaskoczenie:6
Zdjęcia:7
Aktorstwo:9
Oryginalność:9
To coś:7
Dialogi:6
67/100
Dodaj komentarz