The last house on the left/Ostatni dom po lewej (1972)
vs
The last house on the left/Ostatni dom po lewej- remake (2009)
Pewnie zostanę za to zlinczowana, ale przejdę od razu do rzeczy:Choć chylę czoła przez Wes’em Craven’em, jako jednym z najwybitniejszych reżyserów kina grozy, to palmę pierwszeństwa oddaje mało znanemu reżyserowi remake’a Dennisowie Iliadisowi.
Z oryginałem z roku 1972 zapoznałam się dzięki serii „kino grozy”.
Na okładce filmu: piękna dziewczyna z podciętym gardłem i kilka chwytliwych tekstów: „Spoczywa na 13 akrach ziemi, Marii 17 lat umiera, Aby uniknąć omdlenia powtarzaj: To tylko film, to tylko film…”
Wes bardzo chciał abyśmy rozczulili się nad losem Marii. Stworzył więc postać niewinnej jak stokrotka dziewczynki, która biega po lesie zbierając liście. Śmieje się radośnie, a w tle leci liryczna melodia. Sielankę obserwujemy dość długo. Za dlugo. Mnie osobiście to znudziło.
Postać Marii przez nadmierne eksponowanie jej niewinności i naiwności wydała mi się mało wiarygodna. Gdy dziewczyna wkracza na drogę występku sięgając po zakazane środki odurzające zło materializuje się na jej drodze w postaci kilku zbirów, którzy zmieniają bieg wydarzeń.
Pod względem technicznym film się nie zestarzał. Jest na prawdę dobrze zmajstrowany zważywszy na to, że jest to pierwsza próba tego reżysera. Niestety mankamentem- przynajmniej w moim odczuciu- jest fabuła i słaba konstrukcja postaci Marii, dziewczyny, która wydaje się być skazana na porażkę. Robi za rekwizyt do ukazywania brutalności przestępców. Zupełnie pozbawiona tożsamości. Ma być śliczna i niewinna… i nic po za tym.
Półgodziny wstęp, który miał sprawić, że poznam Marii, że będę poruszona jej tragedią nic mi o niej nie powiedział. Jest anonimowa jak ludzie, o których tragediach czytamy w gazeta. Są tragedią, nie człowiekiem.
Trzeba natomiast przyznać Wes’owi, że wprowadził na arenę horroru motyw zbrodni i kary. Do tego czasu rzadko mogliśmy oglądać w horrorze jak role oprawcy i ofiary się odwracają. Pomysł ten szybko został podchwycony, bo w ’78 powstał film „Pluję na Twój grób”, w którym ofiara mści się w bestialski sposób na oprawcach.
Większość remake’ów uważam za zbędą fatygę. Chociażby „Koszmar z ulicy wiązów” (2010). Tam nie było nic do poprawiania…
Za udany remake uważam tylko i wyłącznie remake potrzebny. Wszystkie inne, które zmiany w pierwowzorze wprowadzają tylko w kwestii obsady i jakości zdjęć są jedynie środkiem nabicia kabzy. W dodatku to pójście na łatwiznę, wyzwaniem jest zrobić dobry film z czegoś dość średniego, a nie odciąć kupon od czyjegoś sukcesu.
Takie wyzwanie w sprawie „Ostatniego domu po lewej” zostało podjęte w roku 2009. Reżyser, którego nazwisko nie było mi wcześniej znane wziął byka za rogi. Porwał się na dzieło uważane za klasyk horroru, porwał się na poprawianie mistrza – z jego aprobatą i błogosławieństwem z resztą, gdyż Wes był jednym z producentów filmu
Dennis wziął z produkcji z ’72 to co najlepsze i poprawił mankamenty, o których wspomniałam.
Do roli Marii zaangażował Sarę Paxton, wcześniej występującą w cukierkowych produkcjach na bananowej młodzieży. Szczerze wątpiłam w powodzenie tego przedsięwzięcia, ale mocno się zdziwiłam:) Sara mile mnie zaskoczyła. Była śliczna i naturalna, ale nie pozbawiona charakteru. Nie była sierotą, która po raz pierwszy wyszła na koncert, po rz pierwszy paliła marihuanę i nie umiała walczyć o przeżycie. Nie była też zdeprawowaną gówniarą, której należy się klaps w tyłek. Takie wyśrodkowanie dodaje wiarygodności- Chyba nikt nie sympatyzuje z ideałami.
W kwestii czarnych charakterów reżyser również namieszał. Bardzo ciekawą postacią jest Justin, syn jednego z bandytów, który chcąc nie chcąc sprowadza nieszczęście na Marii i jej przyjaciółkę. Swoisty rytuał przejścia na ciemną stronę mocy, którą funduje mu tatuś okazał się ciekawym wzbogaceniem fabuły.
Jeśli chodzi o poziom brutalności to trudno mi wytypować faworyta. I Wes i Dennis mieli swoją wizję na ukazanie „najgorszego co może się przytrafić”. Dennis nie rżnął bezczelnie każdego ujęcia, każdej sceny z oryginału, miał swoje pomysły i znacznie zmienił kształt filmu.
Muzyka użyta w remak’u też bardziej przypadła mi do gustu, nie dlatego, że ta z oryginału była zła- była dobra, ale nie prawidłowo wykorzystana.
Teraz zamierzam sięgnąć do źródła. I w przenośni i dosłownie, bo „Ostatni dom po lewej” powstał na podstawie filmu Bergmana z 1960 roku właśnie pod tytułem „Źródło”. Obstawiam w ciemno, że filmowi Wes’a będzie do niego bliżej niż produkcji z 2009 roku. Tak, czy inaczej zapowiada się ciekawie:)
Moja ocena:
Ostatni dom po lewej 1972:6
Ostatni dom po lewej 2009: 8
A ja o wiele bardziej wolę oryginał. Remake nie powórzył tego surowego klimatu Cravena, no i pierwowzór był krzykiem protestu reżysera, a kopia krzykiem o kasę, nic więcej jak dla mnie…
Trudno powielić klimat ze starszych produkcji to fakt, chyba jeszcze nikomu, kto robił remake się to nie udało. A co do krzyku protestu, do czego pijesz dokładnie? Bo nie jestem wtajemniczona w okoliczności powstania filmu Wes’a- po za nawiązaniem do Bergmana.
Ten film miał jakoby być krzykiem protestu Cravena na hipisowski styl życia:) Tak, klimat ciężko powielić, realizm też – w nowej wersji oprawcami byli wypindrowani, nawet przystojni aktorzy, a w oryginale obdartusy, co bradziej mnie zniesmaczyło. No, ale ja mam spaczony gust – tak samo uważam remake „Wzgórz…” za lepszy od oryginału, bo w pierwowzorze nie wykorzystano potencjału scenariusza w całości, co remake poprawił:)
Odmienny, nie spaczony, ja Twoje opinie zawsze bardzo szanuje, bo umiesz i chcesz je uzasadnić.