Sound of my voice (2011)
Od przyklaskiwania rozreklamowym produkcjom, czy też podejmowania walki z wiatrakami broniąc filmów uznawanych za pomyłki, zdecydowanie wolę oglądać filmy budzące skrajnie różne opinie. Zawsze jest dla mnie niespodzianką to, co ujrzę na ekranie, bo niestety jakkolwiek byśmy byli indywidualistami to jednak machina promocji, czy też opinie innych widzów wpływają na nasze oczekiwania wobec filmu.
Włączając „Sound of my voice” zupełnie nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Z jednej strony ktoś mi krzyczy do ucha: „pseudointelektualny shit, z drugiej „mega oryginalna produkcja!”
Lorna i Peter są parą dziennikarzy chcących wstąpić w szeregi, ich zdaniem, niebezpiecznej sekty i zdemaskować ją tworząc bezlitosny reportaż na jej temat. Każde z nich ma własne powody, dla których podjęli takie działanie. Dłuższy wstęp filmu pozwoli widzowi się z nimi dostatecznie zapoznać. Ale proszę nie marudzić, że długie wstępy są dobijające, bo w przypadku tego filmu zaznajomienie się z ową parą bohaterów i ich poglądami jest niezbędne dla rozwoju sytuacji. Nikt tu trupa na dzień dobry nie rzuci na jezdnie:) Trupów w ogóle nie będzie. Film jest określany jako Thriller/Dramat, oczekiwanie wartkiej akcji jest bezcelowe w jego przypadku.
Naszym bohaterom szczególnie zależy na poznaniu przywódczyni owej elitarnej seksty: Maggie. Kim jest Maggie? Tego nie dowiemy się nigdy, gdyż celowo nie zostaje to rozstrzygnięte. Niektórzy mogą uznać, że film skończył się zanim zdążył się dobrze zacząć, ale taki właśnie był zamysł twórców. Ja lubię otwarte zakończenia. Mogę sobie posiedzieć i podumać, a tajemnica i tak zostanie tajemnicą.
Maggie przedstawia się jako ktoś w rodzaju podróżniczki w czasie. Wymaga bezwzględnej czystości i codziennie poddaje się transfuzji krwi. Piękna jasnowłosa dziewczyna przybyła z przyszłości, aby ocalić przed nadchodzącą apokalipsą grupę wybrańców. Brzmi na prawdę podejrzanie, może trochę śmiesznie. Ale wierzcie mi na słowo, że przy bliższym poznaniu Maggie można się zdziwić i dość mocno zrewidować wstępne przekonania. Daje to pretekst do rozważań na temat działań przywódców sekt. Moim zdaniem postać Maggie to idealny filmowy portret takiej osoby. Brit jest świetną aktorką i jak się okazuje także scenarzystką, bo miała duży wpływ na kształt filmu.
Bliżej możemy przyjrzeć się też jej wyznawcom. Zawsze zastanawiałam się co popycha ludzi do ślepej wiary. Już nie ważne, czy mówimy o wierze natury religijnej, czy też ogólnie przyjmowaniu jakiś poglądów za pewnik. Znowu mnie korci, żeby strzelić jakąś diagnozę, ale będę się hamować:) To film, w którym celowo pewne pytania zostały pozostawione bez odpowiedzi, więc i ja szarżować ze swoimi teoriami nie będę, żeby nikomu niczego nie sugerować.
Zarówno postaci Lorny i Petera jak i kreacja Maggie są niesamowicie intrygujące. Muszą takie być, bo po za prezentacją ich wzajemnych relacji i wydarzeń z nimi związanych w filmie nie zaświadczymy więcej większych wrażeń.
Jeśli ktoś ma ochotę na próbkę prania mózgu- polecam. Ale przestrzegam także, tych którzy szukają prostych odpowiedzi, tych tu nie dostaniecie.
Moja ocena:
Straszność:1
Fabuła:9
Klimat:9
Oryginalność:10
Zaskoczenie:10
Zabawa:7
Dialogi:10
Aktorstwo:10
Zdjęcia:7
To „coś”:8
72/100
Dodaj komentarz