Omen (1976)
Od początku istnienia tego bloga zabieram się do napisania recenzji „Omena”. Boję się go jak cholera. Czuję się co najmniej niegodna, żeby pisać o tym filmie. Bo „Omen” Richarda Donnera to arcydzieło horroru. Chyba każdy się z tym zgodzi…
Oglądałam go tyle razy, że powinnam być już uodporniona, ale skąd! Za każdym razem gdy słyszę początkowe takty muzyki Goldsmith’a i widzę skromną grafikę postaci Damiana na ekranie jestem zesrana ze strachu jak małe dziecko. Nawet teraz, gdy piszę o tym filmie, mam go w pamięci, czuję się delikatnie mówiąc nieswojo… Co takiego jest w tym filmie? Trzeba by go rozebrać na części.
Z czym kojarzy się ta produkcja? Oczywiście słynny soundtrack „Ave Satani” wyróżniony Oscarem, będący obecnie jednym z najbardziej rozpoznawalnych motywów muzycznych. Czasem myślę, że sam diabeł natchnął Jerrego do napisania tej muzyki. Ciężko znaleźć coś bardziej upiornego.
Postać Damien’a. Mały chłopiec o porcelanowej cerze. Na potrzeby filmu jego anielskie złote włosy ufarbowano na czarno. Pięciolatek, który w filmie praktycznie się nie odzywa przeraził rzesze ludzi na całym świecie. W jego spojrzeniu widzimy groźbę ognia piekielnego, zło w najczystszej najbardziej niewinnej formie. Esencja.
Cudne dziecko… Jakby porównać małego Harvey’a z chłopcem, który grał w niewartym wspomnienia remak’u z 2006 roku, to aż ogarnia człowieka dziki śmiech.
Chłopak jest niezrównany. Każda scena z jego udziałem przeraża i nie ważne czy milczy, krzyczy, czy się słodko uśmiecha. Kwintesencję jego szatańskiego magnetyzmu szczególnie widzimy w końcowej scenie na cmentarzu, gdy odwraca się do kamery i uśmiecha. Po prostu się uśmiecha. Dziwne, prawda, żeby dziecięcy uśmiech robił takie wrażenie. A jednak. Podobnie ma się sytuacja z Panią Bayloock, która wkraczając do domu Damiena, jeszcze nie zdążywszy się odezwać jawi się jako sukub.
Dużo jest w filmie mistrzowskich aktorskich kreacji. Nawet postaci z dalszego planu uczestniczą w szatańskim planie, czy też probie zniweczenia go z pełnym zaangażowaniem.
Osobiście moja ulubionym fragmentem filmu są sceny na cmentarzu w we Włoszech.
A jest w czym wybierać. Budzących absolutną grozę scen w filmie nie zabraknie. Jednak to nie pojedyncze sceny, lecz całość tworzą ten niepowtarzalny i jak się okazuje niedościgniony nastrój grozy.
Dla współczesnego widza fabuła „Omena” może się wydać banalna, ale gorąco wierzę, że takich osób nie będzie wiele.
Film ostatecznie opowiada dość prostą historię. Porusza znany wątek: Odwieczna walka dobra ze złem. Ale prawda jest teka, że ten temat nigdy nie straci na aktualności.
Osobiście nie lubię horrorów z happy end’ami. „Omen” i w tym wypadku zdaje egzamin. Zło góruje, diabeł okazuje się sprytniejszy.
Moja ocena:10/10
szary-burek napisał
Jakoś ten film nie przypadł mi do gustu.
ilsa333 napisał
Bywa i tak, ciężko mi z tym polemizować. Choć szczerze powiem, ciekawi mnie dlaczego. Bo jeśli po prostu nie jesteś fanem horrorów to sprawa jasna.
Gość: Mimmi, *.logitus.pl napisał
„Omen”z 2006 wcale nie jest taki zły. Szczerze mówiąc, bardziej przypadł mi do gustu niż „Omen” z 1978. Moją szczególną uwagę zawsze przykuwa Damien – chłopiec tak uroczy, że dałabym się pokroić, by móc go wychowywać. O ile, oczywiście, nie próbowałby mnie zabić 😉
ilsa333 napisał
Mnie w ogóle nie podobał się nowy Damien.No, urocze dziecko, jak to dziecko, ale nie miał w sobie tej demonicznej iskry, którą miał odtwórca tej roli w pierwszym filmie, a o to przecież chodzi. Druga rzecz, współczesne produkcje nie mają takiego klimatu, żeby nie w