Citizen X/Obywatel X (1995) vs
Evilenko/Morderca ze wschodu (2004)
Andriej Czikatiło to sławny morderca grasujący w ZSRR w latach 1978-1990. Dokonał 52 morderstw. 35 z jego ofiar nie miało jeszcze 17 lat. Pedofil, gwałciciel-sadysta, kanibal, schizofrenik. Jaśniejąca gwiazda klubu seryjnych zabójców i inspiracja dla autorów książek (np. seria o Hanibalu Lecterze) i filmów – o dwóch z nich będzie dziś mowa.
Jego biografia doczekała się przynajmniej dwóch dobrych ekranizacji. Pierwszy był „Obywatel X”. Nakręcony 5 lat po złapaniu „Rzeźnika z Rostowa”, w reżyserii Chrisa Gerolmo.
W rolę mordercy wcielił się sympatyczny Jeffery DeMunn. Fabuła filmu skupia się na procesie śledztwa zbrodniarza. Andrieja w nim niewiele. Postaci ofiar również służą tu jako filmowe rekwizyty. Głównym bohaterem jest dr. Alexander Burkhanovsky, w tej roli Stephen Rea, walczący z komunistycznym systemem, który nie przyjmuje do wiadomości iż w ZSRR może grasować seryjny morderca.
Od kreacji Alexandra zacznę wychwalanie tegoż filmu. Facet doskonale wcielił się w role zestresowanego, sfrustrowanego i jednocześnie jedynego logicznie myślącego człowieka w śledztwie. Mimika jego twarzy, jego gesty, ton głosu- wszytko składa się na doskonale wykreowaną postać. Człowieka, który ma cel, ale wszyscy wydaja się być przeciwko niemu.
Równie doskonały jest jego filmowy partner Donald Sutterland jako pułkownik- później generał- Mikhail Fetisov. Jego postać doskonale obrazuje to co rozsądny człowiek musiał stosować w działaniu, aby móc przetrwać w czasach komunizmu. Godzien uwagi jest też psychiatra, któremu ostatecznie udaje się wyciągnąć zeznanie od Czikatiło.
Historia rzeźnika w filmie jest przedstawiona w sposób sugestywny, bez zbędnych, przerysowanych elementów, które niestety spotkamy w „Evilenko”. Pokazuje w wiarygodny sposób schyłek czasów komunizmu w ZSRR, nie wybielając władz, organów ścigania i ogólnie panującej tam mentalności ludzi. Pokazuje bidę, zacofanie i ciasnotę umysłową, która stała się przestrzenią, w której jednostki takie jak Czikatiło mogą przez wiele lat doskonale funkcjonować.
Wielokrotnie podnosiło mi się ciśnienie gdy widziałam w jaki sposób prowadzone było śledztwo.
Jedyne co na początku spotkania z filmem budziło mój niesmak, to dość kaleczne próby amerykańskich aktorów w naśladowaniu rosyjskiego akcentu. Z czasem można się jednak z tym oswoić;)
„Evilenko” z 2005 roku to już zupełnie inna perspektywa. Ten film obejrzałam jako pierwszy i byłam nim urzeczona do puki nie natrafiłam na „Obywatela X”.
Film jest bez wątpienia bardziej dopracowany jeśli chodzi o oprawę i ogólny klimat. Świetna muzyka AngeloBadalamenti i Dolores O’ Riordian „Angels go to heven” – mmm… cudo!
W tej produkcji skupiono się bardziej na postaci Andrieja. Wcielił się w niego Malcolm McDowel, który idealnie wpasował się w postać chorego popaprańca. Szaleństwo wydziera się ze wszystkich jego trzewi. Obłąkany wzrok, nerwowo zaciśnięte szczeki, roztrzęsione dłonie czekające na nową ofiarę, tembr głosu.
We tej produkcji poruszono także ważny kontekst przeszłości Andrieja, jego wierności wobec idei komunizmu, które w przeciwieństwie do „Obywatela X” są tu prezentowane jako coś co już przeminęło.
W tym obrazie widzimy Rosję, która już wycofała się z jego doktryny. Evilenko w czasie przesłuchania wręcz domaga się by mówiono do niego „Towarzyszu”, ale nikt nie che tego uszanować.
Nie pominięto istotnej przyczyny, która przyczyniła się u mordercy do rozszczepienia osobowości (w dalszej perspektywie rozwoju zaburzeń schizofrenicznych) mianowicie jego stosunku do ojca. Ojciec Andrieja umarł w czasie ciężkich robót. Andriej z jednej strony kocha ojca, tęskni za nim, zaś z drugiej postrzega go, nie jako ofiarę stalinizmu, lecz jako wroga komunizmu. SPOILER: jak wiadomo za pierwszym razem Andriej został zwolniony, gdyż ktoś namieszał przy badaniach krwi- nie można było pozwolić aby zacny członek partii jakim był Andriej został oskarżony o morderstwa. W Evilenko jest tak kwestia pominięta.KONIEC SPOILERA.
Została jednak pominięta inna istotna kwestia, mianowicie dzieciństwo Andrieja, czasy wielkiego głodu na Ukrainie kiedy to miała dochodzić do aktów kanibalizmu i które mogły mieć wpływ na taki właśnie rozwój zaburzeń u mordercy.
Jeśli chodzi o moje ulubione elementy fabuły to za najbardziej udany fragment filmu uważam rozmowę śledczego, Vadima z kontrowersyjnym psychoanalitykiem Aronem. Daje ona bardzo dobry obraz stosunku władz do problemu chorych psychicznie zabójców:
„V: (…) Macie go za wariata?
A:Tak… jest psychicznie chory
V:Skąd ta pewność?
A:Tylko chorzy psychicznie zabijają dla samej radości zabijania
V:Jaka to choroba?
A:Schizofrenia
V:Rzadka?
A: Wywołuje ją kryzys osobowości. Jedyną osobowością sowietów jest komunizm. Komunizm umiera, więc sowieci by nie zginąć zwracają się ku instynktowi przetrwania. Człowiek zjada człowieka, jak u zarania czasów…
V: Według was, wszyscy jesteśmy chorzy?
A:Domy wariatów zapełniliście desydentami, których chcieliście uciszyć. Czyli naszymi najzdrowszymi umysłami. Zakładam więc, że wariaci pozostali na wolności…
V:Działa sam?
A:Tak. Jest bardzo samotny. Określił bym go nawet jako wyjątkowego.
V:Jakbyście byli zafascynowani.
A:Oczywiście. A wy nie?
(…)
A:Skarzą go na śmierć. Nie rozumiecie go więc go zabijecie. I wszystkich innych, którzy przyjdą po nim...
V:Jakich innych?
A:Zobaczycie. Miliony zgnojonych tylko czekają na wybuch szaleństwa. (…) kraj stoi na skraju epidemii. Zabijcie go, a nigdy nie znajdziecie antidotum. „
Podobne rozumowanie można spotkać w książce „Przestępcy seksualni”. Polecam dla zainteresowanych.
Niestety obraz ten jako film ma też wiele mankamentów. Po pierwsze: zbytnia skłonność do wyolbrzymiania jaką prezentuje włoski reżyser. Evilenko jawi się tutaj niemal jako magik. Hipnotyzuje swoje ofiary. Faktem było iż Andriej umiał rozmawiać z dziećmi (jak każdy pedofil, którego rozwój psychoseksualny zatrzymał się na poziomie pisklęcia), ale na boga… pomysł iż wprowadzał swoje ofiary w coś na kształt transu jest mocno przesadzony.
Nie podobały mi się także sceny końcowe, również przekoloryzowane. Reżyser zapewne chciał uczynić ze swojego Evilenki Hanibala Lectera, błyskotliwego manipulanta, w rzeczywistości Andriej nie był bystrzakiem, a fakt że nie ujęli go przez tyle lat był tylko i wyłącznie winą kulawych organów ścigania…
Biorąc pod uwagę autentyczność, wierność pierwowzorowi wydarzeń, „Evilenko” wypada znacznie gorzej niż „Obywatel X”.
Kreacja śledczego w „Evilenko” również nie przypadła mi do gustu. Chcieli z niego na siłę uczynić bystrego agenta FBI, a wszyscy znający choć odrobinę sytuację w ZSRR wiedzą jak to naprawdę u nich wyglądało…
Ideałem byłoby połączenie tych dwóch obrazów.
Moja ocena:
Citizen X/Obywatel X: 8
Evilenko/ Morderca ze wschodu: 7
red_adelka napisał
Tak sobie właśnie myślałam, że „Obywatel X” może być jednak lepszy więc zacznę od niego. Poza tym coraz bardziej lubię Stephena Rea’ę – ostatnio przekonał mnie do siebie w 100% rolą Gatehousa w serialu brytyjskim pt. „The shadow line”.
ilsa333 napisał
„Obywatela X” dorwałam dopiero wczoraj i obejrzałam obydwa, jeden po drugim, żeby mieć jaśniejszy ogląd na sytuację. Ostatecznie skłoniłam się do „Obywatela X”, za względu na większą wiarygodność opowieści. Pan Rea jest bardzo charakterystycznym aktorem, zrobił na mnie ogromne wrażenie w tej roli, chociaż oczywiście pamiętam go także z innych produkcji.
Myślę, że jeśli obejrzysz „obywatela X” jako pierwszego to „evilenko” wypadnie jeszcze bladziej niż w odwrotnym zestawieniu.
tak, czy owak, miłego sensu z Andriejem:)
red_adelka napisał
To prawda „Evilenko” wypadł słabo przy „Obywatelu X”. Tylko McDowel się broni jako tako, ale z tą hipnozą faktycznie przesada i jakoś mi się ogólnie dłużyło. Za to „Obywatel X” – dla mnie klasa mimo tego „wschodniego” akcentu i piękne zdjęcia dodatkowo.
ilsa333 napisał
Cieszę się, że mój skromny wpis Cię skłonił do obejrzenia i że Ci się film spodobał. Tak by the way: udało Ci się obejrzeć „la cara oculta” (2011)? wspominałaś że Cię zaciekawiła ta pozycja.
red_adelka napisał
Tak, obejrzałam – fajnie, że go zrecenzowałaś na blogu! Mocna rzecz muszę przyznać. Zupełnie się nie spodziewałam, że tak to się rozwinie. Świetny pomysł w ogóle na scenariusz – nie spotkałam się do tej pory z tego typu historią. Może trochę mnie wkurzały te ładne dziewczęta i ładny chłopiec (dla mnie był najsłabszym punktem tego filmu – strasznie sztywny) jakby dziwne historie nie mogły spotykać przeciętnie urodziwych ludzi (już nie mówiąc o brzydalach:), ale dziewczęta coś tam ugrały przynajmniej. I fajne to było, że z historii potencjalnie o duchach zrobił się dreszczowiec. Byłam pod wrażeniem, chociaż ogólnie troszkę konfekcja przez tych ślicznych ludzi, piękne wnętrza itd.