The Shining/ Lśnienie (1980) vs The Shining/ Lśnienie [1997)
Jack, Torence aspirujący pisarz i dość nieprzyjemny typ z problemem alkoholowym, wraz z żoną o paszczy chomika i dość zakręconym synkiem wprowadza się na 5 miesięcy do pięknego hotelu w górach gdzie ma sprawować fuchę zimowego stróża.
W roli głównej mamy niesamowitego Jacka Nicolson’a, który sprawił iż ten film, rzecz jasna mający wiele innych zalet, jeszcze bardziej zapada w pamięć.
„Lśnienie” jest jednym z moich ulubionych horrorów i obok „Innych” jednym z tych, do których najczęściej wracam.
Kubrick zadbał o wszystko. Mocne, krwawe sceny grozy, klaustrofobiczny, przytłaczający klimat wpędzają widza w ostrą paranoję. Jest to jeden z tych nielicznych horrorów, które NAPRAWDĘ przerażają.
Grozę budzą zarówno pojedyncze sceny jak i cała wizja twórcy.
Niepokorny mistrz Stanley Kubric dokopał Kingowi tą ekranizacją. Dokopał sowicie i z impetem darując sobie dłużyzny jakie zafundował nam pisarz w swoim dziele, zmieniając niektóre wątki i dodając co nieco od siebie. Cieszę się, że to zrobił bo dzięki temu mamy do czynienia z jednym z najlepszych horrorów wszech czasów. Takie jest moje zdanie z którym z całą pewnością nie zgodzi się żaden ortodoksyjny fan prozy Kinga.
Wszytko w tym filmie jest na swoim miejscu.
Fabuła jest spójna i trzyma w napięciu, rozwija się powoli ale sukcesywnie, aż następuje wspaniały finał.
Możemy obserwować powolny rozpad psychiki głównego bohatera, który z pijaczka frustrata zmienia się w oszalałą bestię. Nie następuje to z dnia na dzień. Proces ten jest powolny. Bardzo dużym atutem scenariusza jest relacja między Wendy a jej mężem. Nicolson jest świetnym aktorem, a do tej roli wydawał się być wręcz stworzony:) Kreacja żony- chomika, jest jakby przeciwwagą do jego postaci. Razem tworzą wspaniały duet choć ci którzy dali biednemu chomikowi złota malinę, najwyraźniej nie podłapali koncepcji Kubricka. To obok horroru historia o rodzinnej patologii, współuzależnieniu małżonków, czego skutkiem jest po pierwsze 'odjazd’ najmłodszego członka rodziny i w reszcie kompletny upadek jego ojca.
Dodatkowym atutem, dla mojej osobistej uciechy jest fakt iż akcja rozgrywa się w czasie zimy, Nicolson w swoim morderczym szale gania ofiary po śniegu. Perspektywa tego ze mogłabym zmarznąć przeraża mnie bardziej niż wizja ognia piekielnego, więc wszystkie horrory „na śniegu” są stworzone dla mnie:)
Fani niemego kina z pewnością rozpoznaję jedną z najsłynniejszych filmowych scen, czyli wywalanie drzwi, żywcem wyciągnięte z „Furmana śmierci”. Scen zapadających w pamięć jest tu zresztą mrowie. Praktycznie każde ujecie jest tu maksymalnie dopieszczone, nawet przejazd małego Danny’ego na rowerku.
Tak czy inaczej mamy tu do czynienia z produkcja perfekcyjną w każdym calu. Jakby komuś było mało, dodam jeszcze iż muzykę robił nasz rodzimy mistrz Penderecki i odwalił kawał dobrej roboty.
Moja ocena:10/10
Jak wspomniałam ortodoksyjni fani prozy Kinga z pewnością nie zapatrują się dobrze na rozliczne cięcia i zmiany w filmie Kubricka względem oryginału napisanego przez Kinga. Dla nich pisarz postanowił nakręcić własne „Lśnienie”, oparte na jego scenariuszu będącym wierny odwzorowaniem tej niemożliwie długiej literatury. Z uwagi na to, że każdy nawet najmniej istotny szczegół książki w oczach jej autora jest elementem niezbędnym ta ekranizacja łącznie trwa jakieś cztery i pół godziny…
Dla nie przebrniecie przez trzy półtoragodzinne odcinki były drogą przez mękę. Heroicznym czynem, na który porwałam się z szacunku dla Kinga. Wnioski z tego seansu są raczej przykre.
King całkowicie nie miał dystansu do swojej historii i ten brak dystansu odbił się na odbiorze. Pierwszy z odcinków to kompletny zastój. Półtorej godzinny wstęp w którym aktorzy, marni z resztą nawet jak na produkcję telewizyjną, wygłaszają wciąż te same kwestie. Dla mnie połowę dialogów można by wyciąć bez straty.
Obsada jest tu obok rozwleczonego scenariusza i bardzo słabej realizacji (zdjęcia, efekty) najsłabszym ogniwem, który konsekwentnie ciągnie tą czterogodzinną landarę ku przepaści. W przypadku filmu Kubricka mieliśmy do czynienia z aktorami mega charakterystycznymi, charyzmatycznymi tu mamy aktorów… ładniejszych. Jeśli chciałbym być złośliwa powiedziałabym, że Stephen specjalnie upiększył Jacka i Wendy gdyż jego „Lśnienie” miało być poniekąd sfabularyzowaną spowiedzią z osobistych błędów. Chyba ubodło go, że Kubrick uczynił z niego pijaka bez talentu a z jego żony pokorną mimozę w dodatku szpetną:)
Młody odtwórca roli Danny’ego to jeszcze gorsza historia. Mogli by tam posadzić kukłę i efekt byłby taki sam.
Nie podobała mi się ta Kingowska wersja „Lśnienia” i uważam, ze King chcąc poprawiać Kubricka strzelił sobie w stopę i ośmieszył się – nie inaczej.
Moja ocena:
3/10
Gość: funny bear, *.icpnet.pl napisał
The Shining (1980) – 10/10
Gość: Buffy1977, 80.51.17.* napisał
„Z focha, przerostu ambicji i manii wielkości nie powstaje nic dobrego. A niewątpliwie te czynniki kierowały Kingiem gdy postanowił „poprawić” Kubricka.”
Czyli, że każdy kto ma inne zdanie od Ciebie cierpi na manię wielkości? Albo każdy kto ma własny gust (do którego King też ma prawo) i nie wali w ciemno, że każdy film, który uważany jest przez większość za dobry jego też urzekł Ci podpada? Nie rozumiem, dlaczego niby King nie miał prawa zekranizować WŁASNEJ powieści, własnego pomysłu (bo pamiętaj, że gdyby nie jego książka adaptacji Kubricka w ogóle by nie było). Jak w ogóle można obrażać człowieka tylko dlatego, że nie podoba mu się jeden z Twoich ulubionych filmów? Albo dlatego, że nakręcił niszowy film dla swoich fanów – każdego, kto kręci jakiegoś gniota (który mimo wszystko ma tam jakichś swoich fanów) tak z góry oceniasz? To ja mam teraz zacząć obrażać Kinga za jego odmienne od mojego zdanie na temat np. „Suspirii”? Albo Kubricka za jego wizję „Lśnienia”, której nie lubię? Ma ona swoich odbiorców, to do nich kierował tę produkcję, więc skoro dał im chwilę szczęścia to dlaczego mam zaraz wieszać na nim psy? Ja mam książkę i miniserial Garrisa, a fani adaptacji Kubricka film kinowy i wszyscy są szczęśliwi.
janemary25 napisał
hmmm o ile się nie mylę to tylko recenzja. nikt tu mistrza nie poniża 😀 polecam zobaczyć „Szpital królestwo” który robił razem z Von Trierem to mu wyszło super. nie zawsze wszystko pyka jak trzeba.
Gość: x, *.play-internet.pl napisał
„King bardzo podpadł u mnie robiąc to co zrobił.”
Stephen King napisał powieść „Lśnienie” bez której nie powstałby Twój ukochany film. Tobie „podpadł” za to, że nakręcił własny serial, na podstawie WŁASNEJ powieści. WTF. Co ja robię na tym blogu?
ilsa333 napisał
Nie wiem, co robisz, nikt Ci nie każe odwiedzać tej strony, a może się mylę i ktoś Cię tu trzyma pod bronią? – nie rozumiem takiego stawiania sprawy.
Oczywiście, że podpadł, bo miałam o nim bardzo dobre zdanie. Ten serial to odwrócił. Plus jego wypowiedzi na temat filmu Kubricka.
Później przeczytałam książkę i tym bardziej zrozumiałam dlaczego Kubrick tak wiele zmienił w pierwotnej historii. Dla mnie książka jest mocno przereklamowana. Nudna. Zaś sam mini serial nie podobał mi się wręcz tragicznie, bo pomijając historię, którą chciał pokazać po swojemu, jest po prostu źle zrobiony i tego dotyczy wpis. Co Cię tak oburza? Miał prawo robić swój serial, a ja mam prawo powiedzieć, że jest słaby, nie mam obowiązku zachwycać się każdym jego pierdnięciem, bo ktoś go ukoronował na króla horroru.
Gość: olek, *.dynamic.chello.pl napisał
Mi osobiście bardziej podobała się nowsza wersja „lśnienia” o gustach się nie dyskutuje…